Jest piątek, 29 październik, pogoda dopisuje, więc w południe pakuję Klunkra i jadę do Knypka do Żor gdzie zaplanowaliśmy streetową sesję.
Czas mija bardzo szybko, odwiedzamy kilka spotów, 2 z nich udaje nam się "zrobić", wracamy do domów uśmiechnięci (Knypo dodatkowo lekko poobijany), na karcie mam trzy nowe klatki. Nie rozkminiam, czy to dużo czy mało, nie liczę ile przejechanych kilometrów przypada na jedna zrobioną klatkę, po prostu cieszę się, że nadal mam możliwość to robić.
I tylko trochę żal tyłek ściska, że do domu wracam sam. Pod koniec lat 90, rolki nie dość, że były sportem "grupowym", to jeszcze nierozerwalnie złączonym z ulicą. Wyjście na rolki, oznaczało po prostu spotkanie i wspólną jazdę z kolegami na miejscówkach. Czasem lepszych, czasem gorszych, mniej lub bardziej niebezpiecznych, ale ulicznych miejscówkach. Było ciężko, ale solidnie. A potem pobudowali skateparki, rozpoczęła się era królestwa quaterpipe`ów i krawężników, a zainteresowanie jazdą na streecie (i jazdą agresywną w ogóle) zaczęło stopniowo maleć.
Niestety. Skateparki są super, ale korzenie naszego "sportu" są na ulicy i z punktu widzenia fotografa rolkowego ta "ulica" jest znacznie ciekawsza, niż skatepark. Pstrykanie rolek w skateparku, jest dość podobne do fotografowania dzikich zwierząt mieszkających w klatkach w zoo. Można w ten sposób "zdobyć" ładny obrazek ? Można. Tylko że ten obrazek pozostanie pustym obrazkiem, nie będzie mu towarzyszyła żadna oryginalna historia. Ot śliczna, ale w pewnym sensie "nieprawdziwa" widokówka której zrobienie nie kosztowało nas zbyt wiele wysiłku ... Na ulicy (niczym w prawdziwej dżungli!) sprawy mają się trochę inaczej: żeby cokolwiek "upolować", trzeba to "coś" wytropić. Trzeba znaleźć miejscówkę, czasami przygotować ją do jazdy, ponieść ryzyko związane z jazdą i fotografowaniem (czasami ryzykowne bywa nawet samo wejście na miejscówkę i przebywanie tam, innym razem trzeba zapłacić mandat albo stoczyć potyczkę z osiedlowym bohaterem), wejść w interakcję z otoczeniem (które nie zawsze jest zachwycone nasza jazdą), być gotowym na niecodzienne sytuacje. W zamian otrzymujemy "naturalne środowisko" jeżdżących, które moim zdaniem wypada na zdjęciach znacznie ciekawiej, niż skatepark. I choć streetowych rolkarzy jest z roku na rok coraz mniej, to mam nadzieję, że chętnych na tego typu harce długo jeszcze nie zabraknie.
Nie sądziłem, że kiedyś to powiem: lata 90, wróćcie! ;) Zapraszam na kilka klatek z Adrianem Lipińskim aka Knypkiem w roli głównej!
Komentarze (3)