Magiczny głos solisty znakomicie korespondował z kameralną atmosferą koncertu, który odbył się niedawno w Oświęcimiu.
Kto śpiewał ? Kortez ...
Gdy pierwszy raz ktoś zapytał mnie czy znam Korteza pomyślałem o Cortozie - nieistniejącej już polskiej marce odzieżowej. Ale nie, okazało się, że pomyłki nie ma. Chodzi o Korteza - gościa, który z firmą Cortoz nie ma nic wpólnego, ale za to pięknie śpiewa. I gra sobie do tego. I wychodzi mu to tak, jak dawno nikomu w Polsce nie wychodziło. Co prawda wielkie jury jeszcze większego talent show nie poznało się na jego głosie, ale paradoksalnie pomogło mu zapełnić sale koncertowe.
I oto jest, przyjeżdża na koncert do mojego Oświęcimia. Bilety rozchodzą się jak ciepłe bułeczki, występ odbywa się w kameralnej Synagodze Chewra Lomdej Misznajot.
Jestem, zamykam oczy i słucham. Próbuję robić zdjęcia, ale migawka mojego Nikosia jest głośniejsza, niż Kortez i jego gitara. Na szczęście na chwilę przed rozpoczęciem koncertu opuszczam główną salę, pstrykam z pomieszczenia znajdującego się obok i przez moment zazdroszczę kolegom z cichutkimi Canonami. Po chwili zapominam o problemie, atmosfera robi się prawdziwie magiczno-muzyczna, stoję i po prostu słucham. Niski, czysty głos Korteza i brzmienie jego Epiphona mimo subtelności jaką w sobie mają są w stanie zburzyć niejeden mur. Koncert trwa ponad godzinę, kończy się bisem . Po powrocie do domu obrabiam słuchając “Od dawna już wiem” i pojmuję, że nie da się oddać tej ferii dźwięków i atmosfery jaka panowała nawet na tysiącu zdjęć naraz. Trzeba być, posłuchać, zamknąć oczy i poczuć. Jest wysoko, polecam!
Komentarze (2)