Miniony weekend upłynął w Oświęcimiu pod znakiem festiwalowego szaleństwa - odbyła się VII edycja Life Festival Oświęcim. Jednym z zaproszonych artystów był Kortez.
To już drugi koncert tego artysty w Oświęcimiu. Pierwszy odbył się w kameralnej synagodze, ten drugi na oświęcimskim rynku ("strefie miejskiej" LFO), ale i tu brakło miejsc. Jak to możliwe ? Przyczyniły się do tego nie tylko spore zainteresowanie, ale również genialny pomysł rozstawienia na płycie rynku namiotu i umieszczenia sceny w środku (namiot posiadał ścianki boczne i niewiele było widać / słychać poza nim).
Niby fajne, bo w razie deszczu nie będzie niespodzianek. Tylko czy koncerty festiwalowe, to wydarzenia w trakcie których deszcze staje się przeszkodą dla fanów ? Nie sądzę ... Queen grało w deszczu, ludzie byli przemoczeni do suchej nitki (nie licząc zabłąkanych duszyczek z parasolami), a atmosfera była genialna.
Wracając do Korteza i jego koncertu: ciężko opisać to wydarzenie słowami. Klimat, jaki towarzyszy jego występom na żywo
jest tak magiczny, jak sama jego muzyka. Niepozorny gość w czapeczce z daszkiem i szerokich spodniach rozjeżdża słuchaczy swoim wokalem niczym walec ...
Jeden z lokalnych, oświęcimskich portali opisał go w następujący sposób: "wykształcony muzycznie pianista i puzonista o głębokim i lekko szorstkim głosie ...". Nie sposób się nie zgodzić. Dodałbym jeszcze "hipnotyzującym": ciężko robić zdjęcia, gdy gra taka muzyka ...
Komentarze (1)