Skrót z wyprawy do Indii.
Prawie rok temu pokazałem Wam kilka klatek z mojej wyprawy do Indii wraz z informacją, że wkrótce pokaże więcej. Z różnych względów "wkrótce" potrwało znacznie dłużej, niż planowałem, ale w końcu udało mi się zmobilizować i dzisiejszym wpisem z dwoma zdjęciami rozpoczynam opowieść o Indiach i moim tam pobycie. Czemu akurat te dwa zdjęcia ? Dlaczego fotografowie w ogóle tak często wybierają portret jako formę swoich prac w trakcie odwiedzin w egzotycznych krajach? Może dlatego, że w miejscach takich jak Indie ludzie mają wypisane życie na twarzy, często widać na niej twardą walkę o byt każdego dnia. Wizyta tam pozwoliła zupełnie inaczej spojrzeć na kwestie “naszego”, europejskiego świata, naszych problemów. Rozwinę ten temat w przyszłości, a dziś rzućcie okiem na ten link. Daje do myślenia, nie prawda?
Patrząc na zdjęcia z dzisiejszego wpisu, można odnieść wrażenie, iż zrobione były w przeciągu kilku sekund, może minut. A jednak nie. Między powstaniem pierwszej, a drugiej klatki upłynęło trzy dni. A Pan jak siedział, tak siedzi ... Pierwsze zdjęcie zrobiłem wracając do hotelu drugiego dnia pobytu w Delhi - był to etap wycieczki, podczas którego w zasadzie nie rozstawałem się z aparatem. Pstrykałem wszystko, bez większego ładu, składu czy pomysłu po co to robię. Po prostu wszystko wokół mnie tak bardzo fascynowało. Mężczyzna ze zdjęcia przykuł moją uwagę. Tkwił w bezruchu w okolicach dworca w New Delhi, w miejscu, w którym tysiące osób pędzi w każdym możliwym kierunku. A on siedział ... Nie miałem w sobie wtedy dość śmiałości, by zapytać go o pozwolenie na portret. Gdy natknąłem się na niego po raz drugi wiedziałem, ze to dobry moment by się przełamać. Bohater zdjęcia niestety nie mówił po angielsku, ale pozwolił sobie zrobić zdjęcie, oczywiście za drobną opłatą (to akurat potrafił wytłumaczyć bez znajomości języków). Po sesji nic się nie zmieniło, siedział tam nadal, spotkałem go jeszcze kilka razy.
Komentarze (2)